piątek, 23 października 2015

W co gram #8 - Assassin's Creed, czyli zakochałam się :-)

Cześć!

   Jak co piątek przedstawię Wam jedną grę. Tym razem będzie to większa produkcja. O wiele większa niż poprzednie :-) Mowa o pierwszej części cyklu Assassin's Creed.

źródło foto
   Jest to pierwszy większy tytuł jaki wpadł mi w ręce. W sumie nigdy nie byłam przekonana do tego typu gier. Aż tu nagle pojawili się asasyni, zmieniając zupełnie moje podejście...
Miałam ogromny problem z grą, ponieważ oferuje ona otwarty świat. Strasznie się wtedy gubię. Dla mnie musi być jasno określone gdzie mam iść. W prawo, w lewo, do tyłu. Kiedy mogę się przemieszczać w dowolnych kierunkach zaczynam się motać i gra trwa dwa razy więcej godzin niż powinna. Wystarczyło jednak nauczyć się korzystać ze znaczników na mapie i już było bezproblemowo. Są tam wyraźnie zaznaczone punkty, w których nasz bohater ma jakąś misję do wypełnienia.
Właśnie, bohater... Niezwykle to czarujące, w każdej części AC bohater jest wizualnie doskonały :-)

źródło foto
   W części pierwszej tej przygodowej gry akcji, wcielamy się w członka bractwa asasynów Altaira ibn La-Ahada. Celem tego przystojniaka jest eliminacja dziewięciu postaci propagujących wyprawy krzyżowe. Podczas rozgrywki odwiedzamy pięć historycznych miejsc: Jerozolimę, Damaszek, Akkę, Masjaf i Arsuf.
   Postać Altaira nie zaskoczyła mnie wcale. Grę zaczęłam poznawać, kiedy na rynku była już jej czwarta część, więc chcąc nie chcąc, wiedziałam doskonale jak asasyni wyglądają. Długie płaszcze z kapturami, ukryte ostrza. Okazało się jednak, że to nie takie proste jak myślałam :-)
Tak naprawdę głównym bohaterem gry jest Desmond Miles, chłopak żyjący w XXI wieku, porwany i przetrzymywany przez organizację Abstergo. W niewoli Desmond zmuszany jest do regularnego korzystania z urządzenia zwanego Animus, które pozwala mu wcielać się w swojego przodka. Jest nim właśnie Altair, który żył w czasach III wyprawy krzyżowej.
Z fabuły dowiadujemy się, że tajemnicze Abstergo to współcześni templariusze, prowadzący do dzisiejszego dnia walkę z wrogimi sobie asasynami. Porywając Desmonda mają oni nadzieję na to, że ten wcielając się w swojego przodka, zdobędzie cenne dla nich informacje.
I to jest właśnie ciekawe i pochłaniające. Akcja gry toczy się naprzemiennie w 1191 i w 2012 roku.
   Co mnie tu urzekło? Bądźmy szczerzy, Assassin's Creed to stosunkowo stara produkcja (na PC wyszła w 2008 roku). Nie spodziewałam się po niej tak doskonałej jakości grafiki i widoków. Wymagania sprzętowe nie są przecież kosmiczne, a świat ogromny. Wszystko jednak śmiga jak należy. Widać to doskonale, kiedy ukazują nam się panoramy miast. Ogromny obszar renderuje się w mgnieniu oka.

źródło foto
źródło foto
źródło foto
źródło foto
Jest to dość ważne, gdyż jako asasyn głównie się skradamy i wspinamy. Najlepiej jest przemieszczać się po dachach, trzeba również wdrapywać się na bardzo wysokie wieże, z których można podziwiać panoramę historycznych miejsc.
   Nie da się uniknąć wspinaczki, ponieważ na całej mapie rozmieszczone są tzw. wieże widokowe. Można je rozpoznać, po latających wokół nich orłach (lub po znaczku orła na mapie). Po synchronizacji dokonanej na szczycie takiej wieży, odkrywamy dalszą, niezbędną część mapy.
Jeśli już jesteśmy przy wieżach, powiem Wam co zrobiło na mnie naprawdę ogromne wrażenie. Wspinaczka, ok. Ale z wieży trzeba jakoś zejść, prawda? Asasyn nie schodzi z wieży, on z niej skacze! Przyznam, że jestem dość wrażliwa na takie doznania, potrafię nabawić się nudności patrząc na obraz nakręcony podczas przejażdżki kolejką w wesołym miasteczku. Wcale nie musi mnie tam być. Teraz wyobraźcie sobie doskonałą animację skoku z naprawdę wysokiej wieży... To tak jakbyście podczas jednej gry kilkadziesiąt razy skakali na bungee...

źródło foto
źródło foto
źródło foto
   To, co również jest tu niezwykłe, to duża interaktywność z otoczeniem. Mieszkańcy miast reagują na poszczególne zachowania gracza. Można wzbudzić podejrzenie biegnąc ulicami, zwisając z dachu czy nawet lekko kogoś odpychając. Może to zaalarmować straże i doprowadzić do pościgu, czy walki. Trzeba więc ogromnie uważać, przechodzić niezauważenie. Pomaga w tym umiejętność wtapiania się w tłum, możliwość schowania się w sianie, czy siadanie na ławce.
   System walki opiera się na atakach i kontratakach po ciosach przeciwnika. Głównym orędziem jest jednoręczny miecz, a cel likwidujemy ukrytym w skórzanym rękawie ostrzem. Podczas rozgrywki broń i umiejętności bohatera są rozwijane.
   Jedyne, co działało mi na nerwy to żebraczki, które zatrzymują nas na drodze. I przyznaję bez bicia, że kilka z nich tak bardzo nadszarpnęło moją cierpliwość, że zakończyło żywot po cichu wymierzonym ciosem ukrytego ostrza.

źródło foto
źródło foto
źródło foto
źródło foto
źródło foto

   Przyznam, że oczarowała mnie ta produkcja. Niemal od razu zabrałam się za drugą część gry, potem za kolejną. Mały błąd na platformie uplay sprawił jednak, że mój zapis gry poleciał gdzieś w kosmos i muszę zacząć rozgrywkę od początku trzeciej części, co wcale mnie nie cieszy. Miałam tam już spory fragment gry za sobą, a jest ona długa więc takie kolejne posiedzenie pochłonie sporo czasu...
   Na koniec wrzucę Wam jeszcze kilka moich własnych screenów z gry. Nie mogłam się powstrzymać, widoki są niesamowite. Dodatkowo mogłam sobie pozwolić na maksymalne parametry grafiki :-)







   Nie byłam w żadnym z pięciu przemierzanych przez Altaira miast, jednak czytałam, że są one całkiem dobrze odwzorowane :-)

   Na dziś to wszystko. Gorąco pozdrawiam wszystkich fanów asasyna i resztę czytelników.

Do zobaczenia w poniedziałek :-)
croak :-*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz