poniedziałek, 23 listopada 2015

Jadalny kosmetyk, czyli o cudownych właściwościach oleju kokosowego

Cześć!

   Zawsze, kiedy trafiłam na naprawdę dobry krem do twarzy, żartowałam, że jest on tak dobry, że zacznę na nim smażyć kotlety... Teraz to już nie jest żart.



   Jakiś czas temu polecono mi olej kokosowy, w celu zlikwidowania problemu krwawiących dziąseł. Nabawiłam się tej przykrej dolegliwości przez ogromne ilości przeróżnych hormonalnych leków, przepisywanych przez lekarza ginekologa. Rozchwianie hormonalne wywołało zapalenie dziąseł, te zaczęły krwawić, co powoduje tylko kolejny stan zapalny (krew jest pożywką dla bakterii) i koło się zamknęło. Stosowałam przeróżne pasty, dedykowane takim dziąsłom. Powiem Wam tyle, że wszelkie reklamowane cuda typu Lacalut, nie poradziły sobie z problemem.
Dentystka poleciła mi zmianę pasty i płukankę ziołową do kupienia w aptece (Dentosept), którą dodatkowo mieszać mam z wodą utlenioną. Bleee. Okropne to, ale powiedzmy, że można się przyzwyczaić. Pastę zmieniłam na Ajona i jakieś tam efekty były widoczne. Niestety, niewystarczające. Dziąsła nadal krwawiły i myślałam już, że za kilka lat czeka mnie pożegnanie z zębami...
Wtedy koleżanka poleciła mi olej kokosowy. Nie ma chyba nic bardziej obrzydliwego, niż płukanie ust olejem jakimkolwiek, ale skoro miał pomóc postanowiłam spróbować.
Dziś mój problem z krwawiącymi dziąsłami jest o wiele mniej uciążliwy :-) Nawet podczas szczotkowania, krwawią tylko czasami. I pomyśleć, że zwykły olej zdziałał takie cuda? Na dodatek powiem Wam, że takie płukanki potrafią też rozpuścić ewentualny osad z kamienia nazębnego, więc koniec z mechanicznym usuwaniem go w gabinecie dentystycznym! :-) Pewnie dlatego niektórzy twierdzą, że wybiela on zęby nawet o kilka tonów. On po prostu zwalcza kamień lepiej niż domestos! :-)

   Zachwycona cudownym działaniem tego oleju, zaczęłam troszkę czytać. Dowiedziałam się, że pomaga również na cerę z problemami. Wiecie jak to jest być po 30-ce i wyglądać jak nastolatka? Nie że młodo i bez zmarszczek, ale tak jak wtedy, kiedy dojrzewamy... Cudowanie z hormonami sprawiło, że moja skóra postanowiła kolejny raz wyglądać jak podczas dojrzewania właśnie, co nie powiem, stanowiło dla mnie wielki problem. W najgorszym momencie wyglądałam tak, że znajomy w pracy odsunął się ode mnie myśląc, że mam mega wysypkę...
Zaczęłam stosować olej jako krem na noc. Na dzień nie polecam, bo to jednak olej i skóra świeci się jak świeżo wypolerowana posadzka. Dodatkowo zostaje na niej dość ciężki, tłusty film. W nocy żadne paparazzi nam nie straszne, więc można sobie pozwolić na takie świecenie. A jak efekty? Jeszcze jestem w szoku! Moja skóra od dawna nie wyglądała tak dobrze. Wypryski są teraz jakimiś naprawdę sporadycznymi incydentami! :-)



   Skoro tak cudownie zadziałał na dziąsła i twarz, postanowiłam wypróbować go też na skórze głowy. Od dawna męczę się z łojotokowym zapaleniem skóry. Mój przypadek nie jest co prawda tak drastyczny, że włosy lecą mi garściami, albo zostają rano na poduszce (a czytałam o takich przypadkach). Jednak łuszczące się obszary wyglądają mega nieestetycznie i swędzą jak cholera. A że pojawiają się w miejscach najbardziej widocznych jak linia czoła czy brwi...sami rozumiecie, nic to fajnego. Od lat pomaga mi żel Seboderm, do kupienia w aptece. Chociaż można by raczej powiedzieć "pomagał", bo jakiś czas temu specyfik ten zniknął z aptek i hurtowni farmaceutycznych. Powrócił po jakimś czasie, jednak coś się zmieniło. Już nie jest tak niezawodny jak przedtem.
Z nieba spadł mi słoik oleju kokosowego. Stosuję go na skalp od niedawna, a już mogę z powodzeniem powiedzieć, że łagodzi objawy łzs. Ponieważ smarowałam się nim po głowie zaledwie kilka razy, nie jestem w stanie powiedzieć, czy całkowicie leczy te dolegliwości, ale z czystym sumieniem mówię: łagodzi. Ponieważ nie byłabym chyba w stanie iść spać z jakimś okładem na głowie (a nawet nie jest to zalecane), stosuję olej na skórze głowy 2 godziny przed jej umyciem. Nie owijam jej ręcznikiem, nie odprawiam szamańskich tańców, po prostu smaruję skalp i tak sobie siedzę z tłustą głową...
Niektórzy stosują olej kokosowy również do olejowania włosów. Ja tego nie robię, bo moje włosy i bez tego są ciężkie. Czytałam również o stosowaniu go jako olejek do kąpieli, balsam do ciała czy nawet odżywkę do paznokci.

   Mimo, że jak sama nazwa wskazuje, olej kokosowy jest olejem, w temperaturze pokojowej przybiera stałą konsystencję. Nie zdziwcie się więc, kiedy kupicie go i w słoiczku zobaczycie raczej smalec kokosowy. Wystarczy jednak odrobina ciepła, żeby zmienił stan skupienia na płynny. Popatrzcie jak zachowuje się na dłoni.



   Jedno wiem na pewno. To co kiedyś było żartem, stało się rzeczywistością. Smażę kotlety i smaruję twarz, używając tego samego produktu :-) Szczerze polecam wszystkim wszechstronny kokosowy cud. Zwróćcie tylko uwagę przy zakupie, aby nie był on rafinowany i bezzapachowy. Taki nadaje się tylko do smażenia, a jego cudotwórcze właściwości są mocno ograniczone. Jakoś tam działa, ale nie tak dobrze jak ten nierafinowany. W odpowiedni produkt zaopatrzycie się w sklepie ze zdrową żywnością, lub po prostu na Allegro.

   To wszystko na dziś. Życzę Wam udanego poniedziałku :-)
croak :-*


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz