piątek, 27 listopada 2015

W co gram #13 - The Tiny Bang Story - czyli gra, która koi nerwy :-)

Cześć!

   Już od dawna chciałam Wam przedstawić ten tytuł. W zasadzie to nie wiem dlaczego czekałam z nim aż dziś. Pora na The Tiny Bang Story od Kolibri Games, które męczyłam najmniej 7 razy na różnych platformach.

źródło foto
   Według mnie błędem jest to, że gra jest umieszczona raczej w kategoriach "dla dzieci". Owszem, dziecko z powodzeniem może sobie w nią zagrać, ale dorosły również. Nie mamy tu chodzącego po planszy misia, który uczy nas liter, czy innego takiego czorta. Za to nastrój, w jaki potrafi wprowadzić ten tytuł jest tak błogi, że chyba każdemu z nas się należy :-)


   Akcja rozgrywa się na planecie Tiny, która wymaga naprawy po tym, jak uderzył w nią asteroid. I w zasadzie fabuła nie ma tu chyba najmniejszego znaczenia. Wszystko tu tak koi nerwy, że nie o fabule nawet nie myślimy podczas rozgrywki.

   Ciężko mi sklasyfikować ten tytuł. Niby jest to przygodówka, jednak bardzo niekonwencjonalna. Niby elementy hidden object, ale tak wtopione w całość, że nie wypływają na wierzch. Niby mocno inspirowana Machinarium (mój opis tutaj), a jednak tak bardzo inna. I to jest prawdziwy casual. Do tego można usiąść w chwili największego napięcia nerwowego i skutecznie się zrelaksować . Każdy element tej gry, zarówno graficzny jak i muzyczny, działa tu dosłownie jak balsam na nerwy...

źródło foto

   Rozgrywka polega na poszukiwaniu na planszach porozrzucanych elementów maszyn, które mamy za zadanie naprawić. Po kliknięciu na taką maszynę, po prawej stronie ekranu pojawia się pasek z liczbą określonych elementów do odnalezienia. Po wykonaniu tego zadania, przeważnie czeka nas zagadka, polegająca na ułożeniu czegoś w odpowiedni sposób. I takich zagadek jest tu całe mnóstwo.

źródło foto

   Grę podzielono na 5 rozdziałów. Każdy z nich jest równie zachwycający wizualnie, jak i muzycznie. Soundtrack do tej gry to jakieś arcydzieło. Bardzo kojarzy mi się z soundtrackiem do filmu K-pax.
A ponieważ klimat, w jakim twórcy gry utrzymali wygląd świata, po którym się poruszamy, jest tak niezwykle przyjemny, pozwolę sobie pokazać Wam dużo moich zrzutów.








   Dodam też, że gra jest w tak przepiękny sposób namalowana, że aż korci mnie żeby zrobić sobie tatuaż. I kiedyś go zrobię! Z takim samolocikiem:








   Oprócz szukania części maszyn, mamy tu też inne formy "znajdziek", a tu są to puzzle. Na każdym z pięciu poziomów, ukryta jest określona liczba puzzli, z których między poziomami układamy obraz planety. Jest też system podpowiedzi. Aby z nich skorzystać, musimy uzbierać odpowiednią ilość owadów, latających po planszach. Kiedy poziom naładowania osiągnie maksimum, możemy kliknąć sobie hint (tutaj oko w prawym górnym rogu ekranu) i uzyskamy wskazówki.

   Tytuł ten polecam każdemu. Jest on dostępny zarówno na PC, jak i na Androida, a kosztuje naprawdę niewielkie pieniądze. Dla takiego klimatu warto wydać te 20 zł. Nigdy wcześniej, ani później nie udało mi się zagrać w nic podobnego. Ta gra jest naprawdę jedyna w swoim rodzaju.

źródło foto
   Na dziś to już wszystko, widzimy się jak zwykle w poniedziałek. Życzę wszystkim udanego weekendu :-)
croak :-*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz