Ponieważ dwa dni z rzędu pisałam o klimatach retro, postanowiłam utrzymać ten nastrój do końca tygodnia.
Kto z nas nie powraca z łezką w oku do czasów, kiedy był dzieckiem? Nawet jeśli były to czasy, kiedy ciężko było nawet o zwykły papier toaletowy, półki sklepowe świeciły pustkami, a kiedy cokolwiek się na nich pojawiało, kolejki rosły w oczach i po sekundzie sięgały zenitu? Kiedy mięso kupowało się na kartki?
![]() |
źródło foto |
![]() |
źródło foto |
Kiedy byłam mała, telefon był taką oznaką luksusu, że żeby zadzwonić wychodziło się na pocztę i korzystało z automatu na żetony, potem "unowocześnionego" - na karty. Ozdoby choinkowe robiło się samemu, bo nic w sklepach nie było. Były tylko niekończące się kolejki. Każdy miał w domu takie same meble i dodatki, jeśli w ogóle jakieś miał. Ale jakież to było prawdziwe życie. Jakie pełne kreatywności i zabaw. Czasami bardzo tęsknię. Nie, żeby przeszkadzało mi, że mam w domu papier toaletowy :-) Po prostu tęsknię...
I chyba nie tylko ja, bo ostatnio jakoś w modzie zrobiły się oldschoolowe tematy, zwłaszcza w przemyśle spożywczym. Ktoś zauważył, że zrobi na tym niezły interes. Że ludzie chętnie skuszą się na serek owocowy, którego szata graficzna sprawia wrażenie, że jakieś 30 lat przeleżał zapomniany w lodówce... Żeby poczuć jeszcze raz TEN smak, takiego właśnie serka owocowego, oranżady w szklanej butelce, albo innego rarytasa z dawnych lat.
Niedawno odkryłam 2 rzeczy: pierwsza to firma Pierrot, produkująca napoje w szkle (między innymi pamiętną czerwoną oranżadę czy lemoniadę) i Bambo - czyli żadna tam podróba, tylko dosłownie od lat produkowany ten sam przysmak, zdaje się regionalny. Nie wiem ilu mieli konsumentów przez tyle lat, ale dzięki dzisiejszej modzie na "stare", przechodzą chyba największy w historii okres produkcji :-)
Pierroty produkowane są w najróżniejszych smakach. Moje ulubione to gruszka, ananas, grejpfrut, brzoskwinia, czerwony owoc, zielony owoc... aaa, co ja gadam, wszystkie są przepyszne :-) Może z wyjątkiem coli.
Bambo natomiast to tzw. blok. Co się kryje pod tą nazwą? Na pewno chcecie wiedzieć? :-D Jest to miazga z orzechów, wafelków, kakao i innych cudów, wybełtanych na jednolitą masę i formowanych w blok. Ma przedziwną konsystencję, niby jest dość suche, ale jakoś dziwnie rośnie w ustach. Kojarzy mi się to trochę z chałwą. Kto nie próbował, koniecznie musi bo to po prostu pyszne! :-)
Jeszcze jedno, co zostało mi z dzieciństwa to miłość do landrynek. Mam w domu przeogromny słój z landrynkami, który zaraz całkiem opustoszeje i będę musiała uzupełnić zapasy. Jedno, co się zmieniło, to to, że jako dziecko, w paczce landrynek zawsze polowałam na białą. Tą być może jedyną w całej paczce, o ile się jakaś w ogóle biała trafiła. Teraz nie wzięłabym tego do ust. Blee. Stanowczo wolę te owocowe, a najbardziej te z ciemnych owoców. Na co komu czekolada czy ciastka, skoro są landrynki? :-)
Marzy mi się czasami, że budzę się pewnego dnia i jestem znów dzieckiem. Dzieckiem w czasach PRL. Zjadłabym sobie kromkę chleba z masłem i cukrem, zrobiłabym z mamą łańcuch na choinkę albo mikołaja z papieru i waty, zdobionego potłuczonymi bombkami. Wyszłabym na podwórko pobujać się na trzepaku, wieczorem obejrzałabym misia uszatka...
Byłam szczęśliwym dzieckiem. Myślę, że w dzisiejszych czasach tego właśnie dzieciom brakuje - zwykłego szczęścia. Mają wszystkiego za dużo, zbyt wiele możliwości, form zabawy. Duszą się w domach, stają się nieśmiałe przez ograniczony kontakt z rówieśnikami (ten przez internet się nie liczy), albo przeciwnie - stają się okrutne, bo wydaje im się że w sieci każdy jest anonimowy i bezkarny. Nie cieszą się z mandarynek na święta, wszystkiego mają tyle, że szybko się tym wszystkim nudzą. Czy to dobrze, że świat się tak zmienił?
Ależ zrobiło się nostalgicznie :-) Dziś już się z Wami pożegnam.
Życzę wszystkim udanego czwartku :-)
croak :-*
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz