piątek, 6 stycznia 2017

W co gram #71 - Dreamscapes: The Sandman

Cześć!

   Dziś jak co piątek recenzja gry. Tym razem Dreamscapes: The Sandman, czyli pierwsza część serii od Big Fish Games.

źródło foto
 W grze wcielamy się w ochotnika, mającego pomóc młodej kobiecie - Laurze Young - wyjść ze śpiączki, wchodząc w jej sny. Przy pomocy maszyny snów pomaga nam w tym profesor Sanders.
W snach spotykamy groźnego Sandmana i gremlina Benny'ego.

źródło foto
źródło foto
źródło foto
Z racji tego, że akcja gry toczy się w snach, odwiedzane przez nas lokacje są dość surrealistyczne, a na pewno przeróżne, bo odwiedzimy tu między innymi cmentarz, lunapark, dom czy las z wróżkami.

źródło foto
źródło foto
Przejdźmy do zagadnień technicznych. Grę stworzyło studio Shaman Games, to samo, które wyprodukowało opisywaną już przeze mnie Namariel Legends: Iron Lord (kto przegapił klika). Dlatego znajdziemy tu kilka podobieństw. Pierwszym z nich będzie poszerzanie ekranu na boki, czyli lokacje troszkę szersze niż w innych grach tego typu.

źródło foto
źródło foto
Ekran startowy nie jest zbyt rozbudowany, nie ma żadnego intro - po prostu się pojawia. W menu głównym, w zakładce "extras" do wyboru mamy: wygaszacze ekranu, pliki muzyczne, dodatkową przygodę, tapety, concept arty. Gracz ma do dyspozycji tylko 2 poziomy trudności: regular i expert (przeważnie mamy do wyboru 3 poziomy).

źródło foto
źródło foto
Do zbierania są tu achievementy i znajdźki pod postacią aż 110 "obserwatorów", przedziwnych małych stworów z wielkimi oczami. Zagadki są tu na średnim poziomie trudności, a scen hidden object nie ma wcale. Czyli znów mamy do czynienia z takim HOPA bez HO.

źródło foto
źródło foto
W prawym górnym rogu znajduje się przycisk w kształcie pytajnika. Po wciśnięciu go, uruchomimy strategy guide, czyli po prostu zwykłą solucję.
Oprawa graficzna nie porywa, ale też nie jest zła. Powiedzmy, że nic nie gryzie specjalnie w oko, ale niestety muszę troszkę ponarzekać na muzykę. Miałam dosłownie wrażenie, że jest tu kilka zapętlonych utworów odtwarzanych...losowo. Nie chcę się czepiać, ale od muzyki w grach wymagam, żeby była choć odrobinę ilustracyjna, czyli oddająca klimat danej chwili, ilustrująca wydarzenia. Tu wydawał mi się, że kilka utworów zmienia się kiedy chce, nawet w trakcie wykonywanych przeze mnie konkretnych działań. Była ścieżka dość dynamiczna, nagle przechodzimy do wyciszającej. Kompletnie nie zgrywało się to z resztą elementów gry. Dodatkowo wspomnę o tym, choć to rzecz gustu i może tylko ja to tak odbieram, że oprawa muzyczna nie należy do zbyt przyjemnych. Wręcz drażniła mnie do tego stopnia, że zamiast trzymać słuchawki na uszach, zostawiłam je na wieszaku i grałam bez dźwięku...


Plusem jest natomiast bonusowa przygoda, podczas której przenosimy się do świata snów wspomnianego wcześniej profesora.
Podsumowując, Dreamscapes: The Sandman to gra plasująca się na średnim poziomie pod względem technicznym, jednak nadrabiająca sporo fabularnie. Biorąc pod uwagę, że nie kosztuje majątku (w tej chwili można ją dostać w serwisie Steam za 1,74 Euro) warto po nią sięgnąć. Może ja jednak zacznę dawać tym tytułom gwiazdki? Niech tak będzie: wobec tego pierwsza część Dreamscapes dostaje ode mnie 7/10 :-)

   Na dziś to wszystko, życzę udanego weekendu i do zobaczenia w poniedziałek :-)
croak :-*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz