środa, 9 listopada 2016

Relaks z krowami

Cześć!

   Ostatnio było o Nowym Warpnie. Dzisiejsze zdjęcia również powstały tamtego dnia. Wracając, w jednej z wsi jaką mijałam po drodze, zauważyłam pasące się stado krów.


Krów, czyli zwierząt, które z niewiadomych przyczyn uwielbiam jakoś szczególnie. Nigdy przecież nie miałam do czynienia z krowami, nie miałam rodziny na wsi. Jestem technikiem weterynarii, a i tak zajęcia praktyczne z krowami przytrafiły mi się tylko raz. Skąd więc ten pociąg do krów właśnie?



Fanatykiem nie jestem. Na przykład, nie wiem jaką rasę właśnie Wam przedstawiam. Może to być brown swiss, red poll, może jersey... Pojęcia nie mam. Wiem, że nawet zanim zaczęłam ograniczać mięso w swojej diecie, nie spożywałam wołowiny. Jakoś tak nie mogę. Podejście do wołowiny mam podobne jak do koniny czy królika - tego się po prostu nie je. Równie dobrze mogłabym zjeść psa.




Na ziemi żyje całe mnóstwo gatunków zwierząt. Jedne mniej, drugie bardziej inteligentne. I nie mówię tu już o takich przypadkach jak słonie, głowonogi, czy delfiny. Zwierzęta hodowane na mięso nie są może tak rozwinięte jak szympansy (na których z resztą i tak przeprowadza się eksperymenty nie bacząc na ich świadomość), ale są na poziomie kilkuletniego dziecka - chcę przez to powiedzieć "ogarniają" rzeczywistość, kojarzą fakty.






Chwilkę tam z nimi spędziłam i pozwoliłam sobie na krótką obserwację, dotyczącą ich porozumiewania się. Nie wiem jak to zadziałało, nie zagłębiałam się w zachowania społeczne krów, ale jedno wiem na pewno. Bez jakichkolwiek słów (odgłosów w zasadzie), całe stado postępowało zgodnie. Wpierw wszystkie, zaciekawione moją osobą, podeszły do płota (składającego się z rzadkich belek i druta). Troszkę mnie to zaniepokoiło, ale stałam tam dalej i robiłam zdjęcia.






W sumie wyglądało to mega zabawnie - wszystkie niemal identyczne, wszystkie głowy zwrócone na mnie. Krowy zdecydowanie nabrały odwagi, kiedy odwróciłam się do nich plecami, w celu zrobienia sobie z nimi zdjęcia. Kiedy utraciły kontakt wzrokowy, nagle zaczęły coraz bliżej stawać przy ogrodzeniu.







Kiedy odwróciłam się z powrotem, jeszcze chwilę poobserwowały, po czym zgodnie uznały, że czas najwyższy opuścić teren i udały się wszystkie w jedną stronę. Tak po prostu, tak bez słów, bez komendy kogoś, kto by po nie przyszedł. One po prostu stwierdziły "idziemy stąd" i poszły. Jak to działa? Jak zadziałał wtedy ten mechanizm? Czy to czysty konformizm, czy one potrafią się w jakiś niezrozumiały dla nas sposób komunikować?





Teraz wyobraźcie sobie co czują te zwierzęta, kiedy przekraczają próg rzeźni. Nie mówcie mi tylko, że zwierzęta hodowane w tych celach, hodowane są w tych celach właśnie. Nie. Nigdy nie zgodzę się z warunkami transportu (ciasne ciężarówki bez dostępu do wody - a podobno stres przedubojowy zmienia smak mięsa na gorszy), nigdy nie zgodzę się z okrutnymi praktykami w rzeźni (prędzej czy później komuś odbija, bo można nabrać znieczulicy ale nie zmienia to faktu, że wciąż odbiera się życie), nigdy nie zgodzę się z tym, że zwierzęta narażone są na widoki, których ja, Ty i nikt inny nie chce oglądać (bo gdybyśmy chcieli, w rzeźniach byłyby szklane ściany, albo reality show). Wyobraźcie sobie ciąg zwierząt ustawionych w kolejce po śmierć, świadomych tego co się zaraz stanie? Jedna pada, druga widząc to zaczyna się cofać. Wie, widzi, ba, nawet płacze! Widzieliście kiedyś zwierzę, które płacze przed śmiercią?
Ufff, nie miała z tego wyjść taka rozprawa na temat humanitarnego traktowania zwierząt gospodarskich, ale nic nie poradzę. Gdybym miała taką możliwość, obłożyłabym się krowami, świniami i kurami i za nic w świecie nie pozwoliłabym ich skrzywdzić. Tak już mam i kropka.


   Piosenka na dziś: Korn - "Word up".


   Życzę udanej środy i do zobaczenia.
croak :-*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz