poniedziałek, 15 lutego 2016

Cały ten szum wokół Walentynek...

Cześć!

   Wczoraj były Walentynki. Z tej okazji postanowiłam napisać parę słów na ten temat. Dlaczego wokół Walentynek zawsze jest taka wrzawa? Facebook nagle zostaje zalany postami anty, a ludzie wręcz plują jadem. Ja kieruję się w życiu prostą zasadą - jeśli jest okazja, żeby sprawić komuś przyjemność, trzeba z niej skorzystać. Dlatego co roku z KN, może nie tyle "świętujemy" dzień zakochanych, co robimy sobie jakieś drobne upominki.
   Moim zdaniem, cała ta niechęć bierze się między innymi ze zwykłej ludzkiej zawiści. No bo przecież kto udostępni publicznie mema z tekstem "nie posrajcie się z tymi walentynkami, kochać trzeba cały rok"? Tylko osoba, która nie ma komu wręczyć miłosnego karnetu. A taki właśnie mem wyświetlił mi się na facebookowym wallu... Przykre. Jeżeli tak do tego podejść, dlaczego więc obchodzimy dzień matki, ojca, babci, dziadka, zmarłych itd? Przecież zarówno mamę, tatę, babcię, dziadka należy kochać cały rok, prawda? A zauważcie jakie tłumy robią się na cmentarzu w Święto Zmarłych, podczas gdy niemal przez cały rok świeci on pustkami. I co? Nie powinniśmy dbać o pamięć o zmarłych bliskich codziennie? Czym więc różni się Dzień Zakochanych od wyżej wymienionych?
Inny front społeczny to przepolscy Przepolacy, którzy uważają, że ów święto wzięło się z Ameryki i jakże godzi w nasze doskonałe słowiańskie tradycje, przytaczając przy tym naszą rodzimą Noc Kupały. Nie chcę nikogo rozczarować, ale Noc Kupały, czyli Noc Świętojańska przypada w czerwcu, nie 14 lutego. Ilu z tych ludzi świętuje Noc Kupały? A zachowują się co najmniej jakby sympatycy Dnia Zakochanych żądali od Państwa dnia wolnego od pracy. Po co więc ten szum? Takie zachowania mogę podsumować tylko jednym zdjęciem:

źródło foto
   Nie jestem fanką tandetnego połączenia czerwieni i różu, królującego we wszystkich walentynkowych dekoracjach. Z resztą zawsze uważałam, że to połączenie kolorów jest tandetne. Ale nie o to tu przecież chodzi.
Przyjrzyjmy się temu, jak wygląda obecnie życie młodych ludzi. Przyszło nam żyć w paskudnych czasach. Młode, zdolne osoby, często dobrze wykształcone, lądują w jakimś beznadziejnym markecie jako popychadła za minimalną krajową. Żeby przetrwać, a jeszcze gorzej jeśli mają dzieci, muszą sobie jakoś dorabiać. Efekt jest taki, że pracują powyżej normy. Heh, delikatnie powiedziane. Niekiedy pracują niemal na 2 etaty! Doby nie da się wydłużyć, więc nie zostaje czasu na spędzenie go z rodziną. Dodatkowo, obecnie dla większości takich ludzi, praca od poniedziałku do piątku, w godzinach 7-15 jest szczytem marzeń. Teraz pracuje się 7 dni w tygodniu, w systemie 3-zmianowym. Często jest więc tak, że nawet mieszkające razem pary mijają się w drzwiach (jeśli mają wystarczająco dużo szczęścia). Kiedy jedna osoba akurat ma dzień wolny, druga jest w pracy. W takim trybie życia, łatwo zapomnieć o przyjemnościach, prawda? Często jesteśmy zbyt zmęczeni, zbyt zapracowani lub po prostu nieobecni, aby pamiętać o drugiej osobie. Żyjemy z dnia na dzień, mijają miesiące, lata.
W takiej sytuacji, odnoszę wrażenie, że takie Walentynki są wręcz lekarstwem dla związku. Miło jest znaleźć rano, czy wieczorem upominek, czy kwiatka. Miło jest spędzić czas przy wspólnej kolacji. To taki jeden dzień w roku, kiedy nie odpuszczamy, nie zapominamy, nie poddajemy się zmęczeniu i sprawiamy sobie przyjemność. Nie mówię przecież, że przez cały rok nie darzymy się uczuciami. Chodzi jedynie o to, że w ten jeden dzień możemy je okazać "bardziej" niż zwykle. A jeśli mamy takie życzenie, róbmy sobie Walentynki co miesiąc! Czy to grzech? Tylko w Islamie, a nie przypominam sobie, żeby Polska przyjęła Islam...

   W tym roku nie było zbytnio czasu na przygotowania walentynkowe i wyszło tak na ostatnią chwilę. Z resztą, oboje z KN spędziliśmy Walentynki w pracy... Mieliśmy jednak tyle szczęścia, że sobotę oboje mieliśmy wolną. Wybraliśmy się więc do sklepu po jakieś symboliczne prezenty, bez tajemnic. Po prostu wybraliśmy je sobie sami, na wspólnych zakupach. Jedyną tajemnicą dla KN był karnet, którego nie chciałam mu pokazać w sklepie i torcik, który kupiłam wcześniej.


KN wybrał sobie brakującą w kolekcji gier część Call of Duty. Przynajmniej wiem, że jest z takiego upominku zadowolony. Torcik i karnet natomiast spakowałam mu w niedzielę, przed wyjściem do pracy, żeby znalazł pakunek po powrocie do domu.


Do pakowania użyłam papieru do pieczenia, który ostatnio jest dla mnie hitem :-) Do ozdobienia go użyłam jedynie taśmy klejącej z motywem żaby. W końcu jestem żabą (info dla tych, którzy do tej pory nie wiedzieli dlaczego żabie sprawy) :-)


Sam karnet oczarował mnie przepiękną ilustracją. W Empiku było ich do wyboru całe mnóstwo, wszystkie śliczne :-)


Ja wybrałam sobie figurkę oczywiście :-) Stwierdziłam, że skoro ma wydawać 40-50 zł na bukiet kwiatów, które i tak będę musiała schować przed Luną, a potem wyrzucę, wolę mieć coś trwałego. Tak więc oto Finn, z genialnej kreskówki Adventure Time :-)


Jak na niewielką cenę, figurka wykonana jest bardzo solidnie. Finn jak żywy :-)



Jestem bardzo zadowolona. Finn zajął już odpowiednie miejsce na półce z figurkami :-) Uwielbiam takie gadżety! :-)

   Tak więc, zamiast karmić się takimi negatywnymi emocjami, postarajmy się w przyszłym roku sprawić przyjemność bliskiej osobie, lub jeśli takiej nie mamy, poszukajmy sobie drugiej połówki. To naprawdę o wiele przyjemniejsze i zdrowsze niż psucie innym radości ze Święta Zakochanych.
A żeby Was odpowiednio nastroić: piosenka na dziś - The Cure - "Lovesong" :-)


   Na dziś to wszystko. Życzę Wam miłego poniedziałku :-)
croak :-*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz