wtorek, 7 czerwca 2016

XX Dni Kultury Ukraińskiej na Zamku

Cześć!

   Kilka dni temu odbyła się coroczna impreza na Zamku Książąt Pomorskich - Dni Kultury Ukraińskiej. Były to już 20-te DKU, organizowane przez Zamek Książąt Pomorskich i Szczeciński Oddział Związku Ukraińców w Polsce (ufffff ile tych długich nazw...).
Impreza trwała od 1-5 czerwca, ja sprawdzałam co jest grane dwa dni z rzędu :-)


Z pierwszego dnia nie mam zdjęć. Dotarłam na zamek zdecydowanie zbyt późno i miałam wrażenie, że cała impreza dosłownie mnie ominęła. Na dziedzińcu zobaczyłam 2 stoiska na krzyż i nic więcej. No może z wyjątkiem tych rycerzy, ale to jakoś z interesującym mnie wydarzeniem nie miało zbyt wiele wspólnego :-) W ogóle wyszło nawet dobre ujęcie, bo pozujące do zdjęcia dziecko chyba na serio wzięło miecz jednego ze średniowiecznych wojowników :-)


Ponieważ przy wejściu na dziedziniec zobaczyłam jedną z kapel występujących podczas DKU, ładującą się już do taksówki, postanowiłam następnego dnia przyjechać tu wcześniej. Myślałam, że to rozwiąże problem pustej sceny na dziedzińcu. Niestety...


Tyle zobaczyłam: scenę i transparent informujący o wydarzeniu. Na szczęście dziedziniec dosłownie kipiał stoiskami z rękodziełem :-) Zobaczyłam całe mnóstwo cudnych drobiazgów i wiecie co? Wykazałam się naprawdę silną wolą, bo do domu wróciłam z pustymi rękami.


Jestem ogromną fanką biżuterii. Kiedy zobaczyłam te wszystkie bratki, od razu zaczęłam w myślach wybierać odpowiednie dla siebie...na każdy dzień tygodnia :-D


Najwięcej było jednak krywulek, czyli koralikowych plecionek, stanowiących prawdziwą i oryginalną sztukę w Karpatach. Popatrzcie tylko na te kryzy:



Albo na te cudne wzory i kolory długich naszyjników:


Wszędzie malowały się kwiaty i gobeliny. Te szczególnie zwróciły moją uwagę, bo grafiki miały naprawdę bajeczne :-))))




Nie zabrakło również tradycyjnych wyszywanek haftem krzyżykowym. Wiem coś o tym, bo kiedyś sama nałogowo wyszywałam i to kilka długich lat :-D A tutaj nawet skarpetki miały motyw wyszywanki. Wygląda na to, że znalazłam swoje miejsce na ziemi :-D






A to są o ile się nie mylę krymki - czapki Tatarów krymskich.


Nie zabrakło też tej mało ludowej sztuki. Jedno ze stoisk przyciągnęło moją uwagę przepięknymi płaskorzeźbami (czy odlewami).






Czego bardzo dziś żałuję, to tego, że wytrwałam w postanowieniu, że nic nie kupię i nie nabyłam tam ryby ze zdjęcia poniżej, oraz kota i skrzata z następnego (...i jeszcze tych kolczyków bratków, ceramiki i naszyjnika z czerwonymi kwiatami) :-(



Atmosfera na dziedzińcu była przemiła. Wszędzie było kolorowo i rozbrzmiewał ptasi śpiew z gwizdków na wodę w kształcie uroczych ptaszków :-)




Ale najprawdziwszym hiciorem, takim absolutnym must have była krymskotatarska ceramika. Jestem oczarowana! Wygląda to naprawdę cudownie i nadaje się jak najbardziej do powieszenia na ścianę :-)




Przy stoisku młody człowiek, syn artystki tworzącej te śliczności, wyjaśniał znaczenie wzorów (po swojemu oczywiście).


   Podsumowując, wyjście na zamek uważam za bardzo udane, mimo że ominęły mnie wszystkie (chyba nawet liczne) koncerty. Żałuję tylko, że nic nie kupiłam, ale wiem, że KN chyba by mnie zabił, gdybym naznosiła kolejnych gadżetów do domu :-) No cóż, może w przyszłym roku nie będę już taka twarda i skuszę się na jakiś drobiazg? :-D

   Piosenka na dziś: Tears for fears - "Shout"


   Życzę Wam przyjemnego wieczoru :-)
croak :-*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz