środa, 1 czerwca 2016

Łowca piorunów!!!! :-)

Cześć!

   Zwykle posty przygotowuję dłużej, jednak wczoraj byłam świadkiem jakiejś cholernej apokalipsy i wprost nie mogę się doczekać chwili, kiedy podzielę się zdjęciami! Przy okazji pogadamy o kolejnej mojej pasji, o której jeszcze nie wiecie :-)


W sumie śmiało mogę powiedzieć, że kiedyś bałam się burzy. Bałam się i to bardzo, sama nie wiem dlaczego. Nie jestem przecież jakimś piorunochronem, żeby rozładowanie wybrało akurat mnie na swój cel. A jednak podczas burzy nie wynurzałam się z domu i nawet nie podchodziłam do okna. Swoją drogą, mój nadopiekuńczy ojciec zabraniał mi wtedy zbliżać się do okien...
Wszystko się zmieniło, kiedy przemogłam się i zaczęłam ukradkiem obserwować to zjawisko. Niesamowite zjawisko... Nie będę tu jednak tłumaczyć, czym jest burza, bo to chyba wiemy wszyscy.

Od zawsze uwielbiam deszcz. Mimo, że nie znoszę być mokra, uwielbiam kiedy latem łapie mnie gdzieś ulewa. Nie chcę uciekać przed lejącymi się z nieba strumieniami wody, to jedne z najprzyjemniejszych chwil ever! Leje i nadal jest ciepło :-)
Uwielbiam też jesień, przez jej deszczowy charakter. Lubię siedzieć w oknie i patrzeć na krople ścigające się po szybie. Co do burzy, jestem zauroczona tym zjawiskiem. Kilka lat temu uparłam się, że złapię piorun na zdjęciu, ale o tym później.

Wczoraj pogoda była średnia, niby ciepło, ale jakoś tak pochmurnie. Widać było co prawda przebłyski niebieskiego nieba, ale zdecydowaną przewagę miały chmury. Nie wyszłam jeszcze z domu, więc czekało mnie zrobienie zdjęcia do projektu 366. Byłam bardziej optymistycznie nastawiona niż w ostatnich dniach, bo właśnie odzyskałam swój aparat i mogłam spokojnie powiedzieć "bye bye Canon!". W jednej sekundzie zaczęło się dziać to:



Dosłownie wyglądało to, jak burza piaskowa z...kurzu. Nie przypomina Wam to wielkiego tabuna kurzu, który właśnie przykrywa wszystko na swojej drodze? Zdjęcia robiłam z okna, więc wybaczcie mi wcinające się w kadr balkony i inne niepożądane obiekty, ale jeszcze nie zwariowałam, żeby w taką pogodę wychodzić z domu...z aparatem...bez pokrowca przeciwdeszczowego na aparat.

Chmury wyglądały spektakularnie! Siedziałam więc w oknie i czekałam na więcej, czekałam na burzę. Wiatr był taki silny, że drzewa przed oknem kłaniały się niemal do połowy. Te burzowe kłęby pędziły z ogromną prędkością (zjawisko przykrywania całego nieba w moim polu widzenia trwało naprawdę chwilkę) i były bardzo nisko zawieszone. Kiedy było jeszcze nad nimi widać wyższe warstwy chmur, wyglądało to groźnie i genialnie. Zdjęcia poniżej zrobiłam dosłownie jedno po drugim.



Na poniższym zdjęciu, po prawej stronie, oprócz niechcianego na nim fragmentu balkonu, zobaczycie kawałek jeszcze lekko błękitnego nieba.



I zaczęło lać i grzmieć. Próbowałam złapać piorun i wielokrotnie chybiłam. Postanowiłam więc pójść na łatwiznę i nagrać film :-) To była dobra decyzja. Burza była gwałtowna, ale bardzo krótka. Przez może 5 minut zagrzmiało raptem raz, ale to wystarczyło, aby z filmu wyciągnąć odpowiedni zrzut :-)
Więc oto on - gwiazda wczorajszego dnia:


Tak tak, wiem, nic wielkiego. Ale to mój pierwszy piorun od kilku lat! Jestem podekscytowana i czekam tylko na lato i idące za tym liczne burze :-)
Na zakończenie pokażę Wam jeszcze mój pierwszy złapany piorun. Było to w górach i było naprawdę gwałtownie! Chciałabym to kiedyś powtórzyć...


   Piosenka na dziś: Awolnation - "Sail"


   Życzę Wam spokojnej środy i do zobaczenia jutro :-)
croak :-*

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz