wtorek, 31 maja 2016

Koty bezdomne - fakty i mity!!!!

Cześć!

   Dzisiejszy post chciałam poświęcić jednym z najwspanialszych stworzeń na tym globie - kotom.
Konkretnie chciałabym obalić kilka mitów dotyczących kotów, zwłaszcza bezdomnych. Trudno w to uwierzyć, ale żyjemy nadal w takim ciemnogrodzie, że słów momentami brak. Farmazony powtarzane z pokolenia na pokolenie sprawiają, że dosłownie flaki mi się przewracają. Chciałabym, aby wreszcie te głupoty przestały być wpajane ludziom...


Nie wiem, czy ten post zapobiegnie chociaż w jakimś ułamku procenta prześladowaniu tych zwierząt, przepędzaniu ich z miejsca, które obrały do bytowania (mając do tego pełne prawo), szczuciu ich psami i tym podobnym zachowaniom, zakrawającym na jakieś umysłowe średniowiecze. Bardzo chciałabym coś w tej sprawie zmienić, chociaż troszeczkę.

Koty śmierdzą - MIT!

Nie ma chyba na całej planecie stworzenia bardziej dbającego o higienę niż kot. I dbają o nią nawet bardziej, niż ludzie! No może nie licząc kilku metroseksualnych osobników płci męskiej :-D Koty myją się nawet kilka razy dziennie, a odchody zakopują (czego nie można powiedzieć o ludziach, którzy leją gdzieś po bramach, murkach, albo robią coś o wiele gorszego. Zakopał któryś? Nie sądzę...) To, co śmierdzi, to koci mocz (służący temu terytorialnemu stworzeniu do - jak sama nazwa wskazuje - znaczenia terytorium). I to nie jest ten mocz, który kot wydala po prostu robiąc siku. Kot znaczy teren "psikając" moczem w charakterystycznej pozycji ciała. Problemowi temu całkowicie zapobiegają kastracje. Sama kocia skóra i sierść nie ma w ogóle zapachu, chyba że dochodzi do jakiejś patologii, ale to w przypadku każdego gatunku infekcje śmierdzą. 
Tak mi się przypomniało, ostatnio pojechałam do Biedronki i w koszyku (takim jeżdżącym, za zeta) znalazłam reklamówkę z pełną kału pieluchą. I szczerze wątpię, żeby zostawił ją tam jakiś "śmierdzący kot"...



Koty roznoszą choroby - MIT!

Mówiąc w tym miejscu mit, mam na myśli, że nie roznoszą ich więcej, niż ludzie, czy psy. Pamiętam jak byłam dzieckiem, starsi na widok bezdomnego kota mówili : "nie ruszaj go bo dostaniesz parcha". Czymkolwiek miał być "parch", dochodzę do wniosku, że chodziło o grzybicę. Grzybica rzeczywiście jest uniwersalna, ale nie znaczy to, że każdy bezdomny kot ją nosi. Grzybicę mogę mieć ja, możesz mieć Ty, może mieć twój kolega z pracy. Może to być grzybica stóp, ogólnie skóry, miejsc intymnych, czy Bóg wie czego tam jeszcze. Koty nie są w tej dziedzinie jakimiś przodownikami. Możemy się owszem zarazić od chorego kota, jednak zarówno kot może się zarazić od nas, czy od psa. Taki po prostu "parchaty" żywot, że grzyby wszystko lubią...
Zejdźmy już może z grzybów. Jakie inne, groźne choroby możemy załapać od kota, że przylgła do niego łata "parchatego"? Nic szczególnie zarezerwowanego dla kotów. Pamiętajmy, że każde zwierzę może nas zarazić chorobą, jeśli ta jest zoonozą (zoonoza to taka choroba, którą możemy złapać od zwierząt, czyli odzwierzęca innymi słowy). Do takich chorób zaliczymy wściekliznę, pamiętając oczywiście o tym, że nie tylko koty mogą ją roznieść, a wszelkie pojedyncze nawet przypadki są dokładnie monitorowane, aby nie dopuścić do epidemii tego paskudztwa.
Ogólnie jeśli chodzi o kocie choroby, bardziej bałabym się tych tylko kocich. Jeśli w domu mamy kota, możemy go zarazić przynosząc wirus panleukopenii, czy inne gałno na bucie i wtedy kot domownik (zakładając, że jest nieszczepiony) ma delikatnie mówiąc...przechlapane. Dlatego pamiętajmy, że nawet niewychodzące zwierzęta należy regularnie szczepić i odrobaczać.
Jeszcze jedną z takich chorób "odkocich", o których głośno się mówi jest toksoplazmoza, ale o niej powiem w następnym punkcie.



Kobiety w ciąży powinny unikać kotów - MIT!

Chodzi tu o wspomnianą wyżej toksoplazmozę, która może być niebezpieczna dla płodu. Jednak nie można popadać w paranoję, chociażby dlatego, że:
- nie każdy kot jest jej nosicielem
- do zarażenia dochodzi jedynie podczas kontaktu z kocimi odchodami, a ja nie zauważyłam jakiegoś wzmożonego zainteresowania kocią kupą przez kobiety w ciąży (no chyba, że o czymś mi nie wiadomo...)
- jeśli kobieta w ogóle postanawia zbliżyć się do kota, znaczy że chyba nie ma nic przeciwko kontaktowi z kotami. A jeśli nie ma, to znaczy, że prawdopodobnie już dawno złapała toksoplazmozę i nic już nie grozi ani jej ani płodowi. Cały sęk w tym, że wirus byłby groźny, gdyby zarazić się nim już w ciąży. Więc jeśli miałaś w życiu kontakty z kotami i kuwetą, na pewno któryś już sprawił, że jesteś na toksoplazmozę odporna.


Kot zawsze spada na cztery łapy - MIT!

Koty rzeczywiście obracają ciało podczas lotu tak, aby spaść na łapy. Nie zmienia to jednak faktu, że: - nie zawsze im się to udaje
- nawet jeśli się uda, przy odpowiedniej wysokości kończyny mogą ulec złamaniu. W zasadzie to nie tylko kończyny, a kręgosłup, miednica, żuchwa itd.
Dlaczego wspominam o tym w kontekście kota bezdomnego? A no dlatego, że często spotyka się przerażone zwierzę na dość wysokim drzewie. Koty dzięki wiecznie ostrym pazurkom potrafią się wspiąć naprawdę wysoko, ale z zejściem jest już gorzej. I co wtedy, jeśli podczas pogoni za jakąś wiewiórką kot zorientuje się, że jest prawie na czubku stuletniego dębu? Oczywiste, że boi się zejść i miauczy z przerażenia. Ludzie wychodzą w takiej sytuacji z założenia, że wszedł to zejdzie, albo że spadnie i tak na 4 łapy. A to nie jest jakaś kanapka, która zawsze spadnie masłem na podłogę! To stworzenie, któremu należy udzielić pomocy, na przykład wzywając odpowiednie służby.



Koty piją mleko - MIT!

W starych kreskówkach i tym podobnych utarło się, że kotu daje się mleko do picia. Nic bardziej błędnego! Koty wręcz nie powinny pić krowiego mleka, bo kończy się to niemal zawsze biegunką, mogącą prowadzić do odwodnienia. Generalnie kot przestaje pić mleko w chwili, kiedy przestaje karmić go matka. Koniec. Jeśli ktoś bardzo chce uraczyć kota mlekiem (bo nie ukrywajmy - koty lubią mleko tak czy siak, ale lubią też np. rośliny, które w większości są dla nich trujące, więc nie sugerujmy się ich kulinarnymi gustami), może podać mu specjalne mleko dla kotów. Tak na co dzień kot powinien dostawać do picia świeżą wodę (i tu dla niektórych kolejne zaskoczenie - tak, kot też pije. Wspominam, bo spotkałam się kilka razy z rozdziawioną buzią na hasło, że kot pije wodę, albo że pies puszcza bąki).


Koty są agresywne i wredne - MIT!

Kot to rzeczywiście nie jest pies. Podstawowa różnica jest taka, że kot po prostu jest bardziej...myślący. Nie będzie nigdy uległy jak pies, więc jakakolwiek agresja wymierzona w kota spotka się z agresją zwrotną. Nie ma to nic wspólnego z byciem wrednym, raczej sprawiedliwym. Generalnie kotom nie zdarza się atakować ludzi, jeśli nie dzieje im się krzywda z ich strony. 
Czasem z agresją możemy pomylić zabawę. Koty bawią się między sobą dość brutalnie, więc jeśli przyjdzie mu do głowy pobawić się z człowiekiem, może się to skończyć zadrapaniem. Albo serią zadrapań, ugryzień i otarć, jeśli kot zbyt wcześnie stracił matkę. To bowiem ona uczy swoje kocięta, poprzez zabawę, gdzie są granice, których nie wolno przekraczać.
Taką samą bzdurą jest podejrzewanie kota domowego o przegryzanie gardeł, bo rusza się przełyk... Kto to w ogóle kiedykolwiek wymyślił!?


Kastracja/sterylizacja to krzywda dla kota - MIT!

To jest dopiero bzdura, którą należy czym prędzej obalić! Koty mnożą się na potęgę. W ciągu roku kotka jest w stanie wydać na świat naprawdę sporo puchatych kulek, a nie jest to niczym dobrym ani dla tych kulek, ani dla ludzi. Po pierwsze - istnieje problem bezdomności tych zwierząt. Nie jestem wyznawcą zasady, że dzikie koty na wolności są najszczęśliwsze na świecie. Myślę, że to zależy w dużej mierze od kota. Mój kot sprawia wrażenie najszczęśliwszego w fotelu, czy na kanapie. Nie wyobrażam sobie Luny wychodzącej z domu, z resztą i ona się tego nie domaga. Bezdomność kotów jest w wielu miejscach poważnym problemem, zwłaszcza jeśli dotyka osobniki towarzyskie, lgnące do ludzi i domagające się pieszczot. Czasami koty dosłownie ładują się ludziom między nogami, przez uchylone drzwi do domostw. Nikt mi nie wmówi, że jest to zwierzę, które marzy tylko o wolności i niezależności. A w niektórych okolicach jest nawet bezpieczniej, kiedy kot trafia do domu. Uniknie w ten sposób kalectwa, czy nawet śmierci spowodowanej przez zwyrodnialców, których nadal jest na świecie od cholery. Inne problemy bezdomności kotów poruszę w następnym punkcie, tymczasem:
Po drugie - im więcej kotów w skupisku, tym bardziej przeszkadzają one (wiecznie przecież czystym i pachnącym) ludziom. Są to zwierzęta terytorialne, więc znaczą teren, a to może być kłopot. Niektórzy widzą rozwiązanie poprzez masową zagładę stada, czy topienie kociąt. Ja widzę rozwiązanie w sterylizacji i kastracji. Pomaga to kontrolować populację tych zwierząt. Dodatkowo, tak zupełnie przy okazji, rozwiązuje to problem oznaczania terenu zapachem. Nie jest to dla nich absolutnie żadna krzywda - koty bezdomne sterylizuje się troszkę inaczej, niż te mieszkające w domach.


Kot na wolności zawsze sobie poradzi - MIT!

Wbrew temu, co myślicie o kotach, nie są to zwierzęta tak samodzielne i odporne na wszystko. Przede wszystkim pojawia się tu problem zimy - bardzo dużo kotów zwyczajnie zamarza na śmierć! Kocie miękkie futerko nie wystarczy, aby uchronić go przed siarczystym mrozem. Dlatego powinniśmy uchylać im okna piwnic. Takie schronienie może niejednemu kotu uratować życie! Innym rozwiązaniem jest np. zbudowanie "budki" z ocieplanego styropianem grubego kartonu. 
Kiedy zobaczymy kota kichającego, lub z silnie zaropiałymi oczami, powinniśmy postarać się u lekarza weterynarii o odpowiedni antybiotyk, który podawany z karmą skutecznie zwalczy koci katar. Jest to bardzo ważne, bo choroba ta, nieleczona prowadzi do całkowitej ślepoty u tych zwierząt, a nawet konieczności usunięcia przerośniętych gałek ocznych! Nie chcę Wam tu pokazywać tak drastycznych zdjęć, więc uwierzcie mi na słowo - widok jest koszmarny. A kot sam się nie wyleczy. Nie można skazywać go na cierpienie tylko dlatego, że nie jest człowiekiem, prawda?
Konieczność natychmiastowego zareagowania występuje również, gdy zobaczymy potrącone zwierzę. No chyba nie muszę mówić, że pogruchotane może umierać nawet przez kilka dni w ogromnych męczarniach, jeśli nie zostanie mu udzielona odpowiednia pomoc. Nie musicie zabierać ze sobą kota do weterynarza jeśli nie chcecie, lub nie macie warunków transportowych. Wystarczy telefon - do schroniska w przypadku żywego zwierzęcia, lub do straży miejskiej w przypadku zwłok (tak, takie rzeczy też należy zgłaszać. Ja np. nie chcę oglądać codziennie przez kilka tygodni rozjechanego kota, lisa, psa, czy innego stworzenia).

   Na dziś może już wystarczy. Mam nadzieję, że chociaż niektórym, którzy to przeczytają, otworzę oczy. Liczę na to, że więcej ludzi zrozumie to, że problem polega jedynie na wyimaginowanych zagrożeniach, jakie stanowią dla nas koty. Uwierzcie mi, że to, co słyszycie pewnie od starszych ludzi (typu "nie dotykaj bo dostaniesz parcha") jest równie prawdopodobne jak to, że będziecie mieli pecha kiedy czarny kot przebiegnie Wam drogę. No chyba, że zobaczycie ewidentnie łysego, wyglądające jak ostatnie nieszczęście osobnika. Wtedy po prostu, zachowując ostrożność, udzielcie biedakowi pomocy! 

   Piosenka na dziś: wiem, że była, ale będzie w temacie - Fatboy Slim - "The Joker" :-)


   Życzę udanego wieczoru!
miau... eeeeee... to znaczy croak :-* :-)

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz